Mocarna
Moderator
Dołączył: 31 Sie 2006
Posty: 1318
Przeczytał: 0 tematów
Ostrzeżeń: 0/5 Skąd: Łódź
|
Wysłany: Pią 13:29, 23 Lut 2007 Temat postu: Gdy muzyka jest torturą |
|
|
Jarek Szubrycht/21.02.2007 16:02
Gdy muzyka jest torturą
Jedną z bezdotykowych technik łamania jeńców są fundowane im bezlitosne dla ucha seanse muzyczne
"Skoro usłyszał lud dźwięk trąb, wzniósł gromki okrzyk wojenny i mury rozpadły się" - zdobycie Jerycha to bodaj pierwszy przypadek wykorzystania muzyki do celów militarnych. Dziś notujemy kolejne.
Muzyka łagodzi obyczaje? Powiedzcie to bohaterom "Drogi do Guantanamo", najnowszego, głośnego (nomen omen) paradokumentu Michaela Winterbottoma. Powiedzcie to nieszczęśnikom podejrzanym o konszachty z Al-Kaidą, przykuwanym do podłogi ciemnej, ciasnej izolatki i poddawanym wielogodzinnej dźwiękowej chłoście. W filmie słyszymy nagranie brytyjskiego zespołu blackmetalowego Cradle of Filth, ale repertuar wojskowych walczących z islamskim terroryzmem nie ograniczał się do ekstremalnych odmian metalu. Z zeznań byłych więźniów obozu wynika, że domniemani terroryści musieli godzinami słuchać "Enter Sandman" z repertuaru Metalliki, utworów Christiny Aguilery i Eminema, a nawet piosenek z "Ulicy Sezamkowej" śpiewanych przez Barneya, fioletowego dinozaura. Pentagon obiecał wyjaśnić sprawę i wszczął wewnętrzne śledztwo, ale twardych dowodów na stosowanie tak zwanych tortur bezdotykowych, do których zalicza się także techniki akustyczne, znaleźć nie można, bo nie pozostawiają żadnych śladów na ciele przesłuchiwanego.
Wszystko jednak wskazuje na to, że seanse muzycznych tortur w Guantanamo nie były incydentalnymi wybrykami znudzonych strażników, jak chciałaby je dzisiaj przedstawić amerykańska armia, ale starannie przemyślaną i konsekwentnie wdrażaną strategią mającą na celu złamanie oporu jeńców. Służby specjalne USA, Wielkiej Brytanii i Kanady eksperymentują z torturami bezdotykowymi nie od dziś. Obelgi i wyzwiska, głodzenie przeplatane z dostarczaniem zbyt dużej ilości jedzenia, przetrzymywanie w niewygodnych pozycjach, manipulowanie temperaturą otoczenia i wreszcie bombardowanie więźniów bardzo głośnymi dźwiękami lub (dla odmiany) absolutną ciszą - to metody stosowane między innymi przez CIA w Wietnamie i brytyjską policję w Irlandii Północnej. Z całą pewnością korzystano z nich także w Iraku. W 2003 roku wojskowi nie tylko przyznali, że Jednostki Operacji Psychologicznych (popularniej zwano je Psy Opsami) wykorzystują muzykę do przesłuchań, ale wręcz byli dumni z tego triumfu zachodniego humanizmu nad kulturowo niedorozwiniętymi islamskimi bojownikami. - Ci ludzie nigdy nie słyszeli heavy metalu - sierżant Mark Hadsell z Psy Opsów dzielił się swym odkryciem z dziennikarzami. - Nie mogą go znieść. Puszczamy go więc przez 24 godziny, po czym ciało i mózg zaczynają odmawiać posłuszeństwa, pęd myśli zwalnia, a wola słabnie. Wtedy zaczynamy z nimi rozmawiać.
Dopiero larum podniesione przez Czerwony Krzyż, Amnesty International i inne organizacje czuwające nad przestrzeganiem praw człowieka uświadomiło Pentagonowi, że może nie ma się czym chwalić.
Brązowa nuta
Amerykański Departament Obrony nie bazuje wyłącznie na muzycznym guście żołnierzy, ale od kilkunastu lat pracuje nad bronią akustyczną, która niewiele ma wspólnego z muzyką, za to wykorzystuje fizyczny wpływ fal dźwiękowych na organizm. Tylko w latach 1991-1996 Amerykanie wydali na poszukiwanie broni, która nie zabija, blisko 40 milionów dolarów, z czego spora część trafiła do laboratoriów badających możliwości zastosowania ultra- i infradźwięków w warunkach bojowych. Jako że podpisana przed stu laty konwencja haska wyraźnie zakazuje posługiwania się bronią powodującą niepotrzebne cierpienia przeciwnika, nie brano pod uwagę dźwiękowych ataków o bardzo wysokim natężeniu, które powodują fizyczny ból i trwałe uszkodzenie słuchu, a w skrajnych przypadkach nawet śmierć. Zainteresowano się za to zjawiskiem zwanym potocznie brązową nutą. Wybór koloru jest nieprzypadkowy - miałyby to być bowiem infradźwięki o częstotliwości, która działa na centralny układ nerwowy człowieka, wywołując niepokój, powodując zaburzenia pracy błędnika i... rozwolnienie. Niektóre oddziały amerykańskich marines oraz policyjne jednostki specjalne zostały już nawet wyposażone w prototypy przenośnych generatorów infradźwięków oraz miotacze fal akustycznych. Podobne rozwiązania testuje się w Wielkiej Brytanii i Izraelu. Niestety, ostatnimi czasy Pentagon z coraz mniejszą ochotą finansuje te eksperymenty, a część zespołów badawczych już rozwiązano. Broń akustyczna okazała się bowiem mało skuteczna (na infradźwięki reagują jelita zaledwie kilkunastu procent poddanych ich działaniom osób), za to bardzo kłopotliwa w transporcie i energochłonna. Wychodzi na to, że od supernowoczesnych, zaawansowanych technologicznie zabawek skuteczniejszy jest zwykły odtwarzacz CD lub mp3 podłączony do głośników o odpowiedniej mocy. No i odpowiednia amunicja w postaci muzyki, która wystraszy wroga lub go zdenerwuje.
Wykurzyć dyktatora muzyką
Pamiętacie "Czas Apokalipsy" Francisa Forda Coppoli? Choć malownicza scena ataku podniebnej kawalerii porucznika Kilgore'a na wietnamską wioskę, która rozgrywa się w takt Wagnerowskiego "Cwałowania Walkirii", jest zapewne jedynie wytworem wyobraźni filmowców, zainspirowała całe pokolenia żołnierzy. Podczas pierwszej wojny w Zatoce załogi amerykańskich śmigłowców straszyły Irakijczyków między innymi utworami Slayera i Metalliki. Siłę rażenia muzyki rockowej miał okazję odczuć na własnej skórze również Manuel Noriega, który w 1989 roku unieważnił przegrane przez siebie wybory i obwołał się dyktatorem Panamy. Pilnie strzegące swoich interesów w regionie Stany Zjednoczone podjęły decyzję o interwencji, ale komandosom nie udało się schwytać uzurpatora. Schronił się bowiem w nuncjaturze papieskiej, na której teren amerykańscy żołnierze nie mieli prawa wkroczyć bez zgody Watykanu. A że budynek nuncjatury oblegali nie tylko mundurowi, ale i dziennikarze, więc wojsko podjęło decyzję o emitowaniu muzyki z kilku głośników o sporej mocy. Piosenki AC/DC, Black Sabbath i Alice'a Coopera miały uniemożliwić podsłuchanie negocjacji, które Amerykanie prowadzili z Noriegą, ale kiedy dyktator poskarżył się, że męczy go rockowa muzyka, podpisał na siebie wyrok. Głośniki zaczęły wtedy pracować non stop na pełnej mocy i w końcu wykurzyły panamskiego polityka z jego bezpiecznej kryjówki. Tę samą taktykę stosowało FBI w 1993 roku podczas oblężenia farmy, na której skrył się David Koresh ze swoją sektą. Wtedy repertuar nie ograniczał się do rocka i metalu, ale został poszerzony o zawodzenia tybetańskich mnichów (co ponoć wprawiało Koresha w szczególne zdenerwowanie), muzykę chrześcijańską, zgrzyt wierteł dentystycznych, a nawet... krzyki zarzynanych królików.
W 2004 roku głośniki o dużej mocy nękały również kryjących się w zaułkach Falludży bojowników szyickich. Amerykańscy marines doszli do wniosku, że Irakijczykom najmniej przypadną do gustu ciężki rock i metal, więc karmili wrogów hitami AC/DC, Bloodhound Gang i Metalliki. - Dopóki wojsko nie pozwala sobie na nielegalne kopiowanie naszych piosenek, mamy to gdzieś - drwili członkowie Bloodhound Gang. - Przez całe życie dręczyliśmy tą muzyką rodziców, nasze żony i bliskich, czemu więc mielibyśmy Irakijczyków traktować ulgowo? - komentował z kolei James Hetfield z Metalliki pytany przez dziennikarzy o to, co sądzi o nietypowym zastosowaniu jego kompozycji. - To bezlitosna muzyka. Gdyby ktoś mnie zmusił do słuchania death metalu przez 12 godzin z rzędu, też bym oszalał. Powiedziałbym im wszystko, co chcieliby wiedzieć.
Ale równie bezlitosną torturą mogą być piosenki świąteczne, co chętnie poświadczą pracownicy brytyjskich centrów handlowych, którzy bombardowani przez długie tygodnie zestawem przyśpiewek o czerwononosym reniferze i małym doboszu wreszcie się poddali i... podali swych pracodawców do sądu.
Ból bywa kreatywny
Muzycy, choć nikt ich o zdanie nie pyta i nie płaci im tantiem, w dużej mierze sami są sobie winni. Szczególnie rockmani i metalowcy, którzy bardzo chętnie ewokują skojarzenia z przemocą, gwałtem, działaniami wojennymi - zarówno za pomocą słów, jak i dźwięków. Wspominana już australijska formacja AC/DC nie tylko straszy armatą z okładki jednej ze swoich najsłynniejszych płyt, ale często sięga po język konfrontacji o wyraźnie wojennym rodowodzie. "Nie zamierzam brać jeńców, nikogo nie oszczędzę" - śpiewa wokalista w utworze "Hell's Bells". Choć tekst ów ma metaforyczny i ironiczny charakter i nikt normalny nie weźmie go dosłownie, przytoczone wyżej słowa muszą brzmieć przerażająco poważnie, kiedy puszczają je sobie uzbrojeni po zęby marines tuż przed przypuszczeniem szturmu na pozycje wroga. Z sugestywnych tekstów i teledysków o tematyce wojennej słynie amerykański zespół Slayer, a ich niemieccy koledzy z Sodom dawali się nawet fotografować w mundurach i z bronią. Legendarna formacja Motörhead poszła jeszcze dalej - by spotęgować militarne skojarzenia, zespół długo występował pod charakterystyczną rampą świetlną imitującą nurkującego bombowca. Wojna to dla rockmanów niewyczerpane źródło inspiracji, ale i odwołanie do tortur to w heavymetalowym świecie rzecz na porządku dziennym. Jedna z pierwszych audycji radiowych propagujących tę odmianę muzyki w Polsce nosiła nazwę "Metalowe tortury", a ogólną rolę muzyki w armii znamy u nas dobrze choćby z hitu śpiewanego w Kołobrzegu przez Marylę Rodowicz: "Gdy piosenka szła do wojska / To śpiewała cała Polska".
Zdarza się, że artyści pojmują tę konwencję dosłownie jak szwedzka grupa Abruptum, której członkowie podczas sesji nagraniowej poddawali się ponoć prawdziwym torturom (mówiono o polewaniu wrzątkiem i samookaleczeniach), wierząc, że ból korzystnie wpłynie na wykonywaną przez nich muzykę.
Bojowe zastosowanie muzyki, choćby potępieńczych wrzasków Abruptum, obciążone jest jednak pewnym ryzykiem. Bo jak to z muzyką bywa, wszystko pozostaje tu wyłącznie kwestią gustu. Co, jeśli wróg ukryty w okopie naprzeciwko okaże się fanem metalu lub rapu? Jeszcze nam podziękuje za urozmaicenie nudnego popołudnia. Najlepsze wyniki osiągają więc żołnierze stosujący muzyczną broń na egzotycznych frontach. Irakijczycy, którzy nigdy nie słyszeli o metalu i rapie, w konfrontacji z tak ekstremalnymi wytworami kultury zachodniej czują się równie źle, jak czuliby się chłopcy z Nowego Jorku czy Warszawy zmuszeni do wielogodzinnego wsłuchiwania się w zawodzenie muezina. Szerokie zastosowanie muzyki w wojnie z terrorem nie może być przypadkiem i najlepiej świadczy o tym, że nie chodzi wyłącznie o obronę zachodniego świata przed bombami pułapkami ani nawet o ropę. Front, na którym ramię w ramię maszerują Metallica, Eminem i fioletowy dinozaur, to nic innego jak nowy kulturkampf.
[link widoczny dla zalogowanych]
Post został pochwalony 0 razy
|
|